Logo Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Limanowej

Powiatowe centrum pomocy rodzinie w Limanowej

Rozmowy o przemocy: Wyszłam z przemocy domowej

Splecione dłonieRozmowa z Panią Krystyną (dane zmienione), która doznała przemocy domowej. Po wielu latach odważyła się na wyjście z domu, które to wyjście było jednocześnie początkiem doświadczenia nowej jakości życia.

Zachęcam do przeczytania o jej doświadczeniach, trochę o tym co było i trochę o tym jak jest teraz tj. po odejściu od osoby stosującej przemoc i również trochę o tym co by było gdyby…

 

Powiedziałaś Krystyno, żebyś mogła otwarcie mówić o przemocy domowej, o rozwodzie, to potrzebowałaś dużo czasu. Dlaczego potrzebowałaś dużo czasu?

W moim przypadku musiałam w ogóle dojść do uzmysłowienia sobie, że to co było w domu (zamieszkiwałam z mężem i dziećmi) to była przemoc ze strony męża. Świadomość, że to nie jest coś normalnego. Po drugie zderzenie się z innymi ludźmi, jak oni mnie postrzegają, czy oni mnie zrozumieją, że dobrze lub źle zrobiłam. Ocena, tego się bałam – oceny, czy będzie pozytywna, czy negatywna. Dlatego minęło dużo czasu, zanim zaczęłam mówić otwarcie o swojej sytuacji.

Z czego wynika ta otwartość w mówieniu o przemocy?

Bo przeanalizowałam sytuacje dlaczego ja w ogóle weszłam w przemoc. To jest niezmiernie ważne, żeby dojść do powodu wejścia w związek z osobą przemocową. Poodkrywałam sobie wiele wątków dlaczego się tak zadziało. Jestem ja sama przed sobą tego świadoma. Nie ukrywam, nie tuszuję niczego, mówię o tym bez względu na to czy to się komuś podoba, czy nie, czy zostanę zaakceptowana, czy nie. Teraz śmiało mówię, że to jest problem tej osoby czy zostanę zaakceptowana. A jaka to jest wielka ulga, że nie muszę nic ukrywać, że nie muszę koloryzować, że jestem sobą.

A mówienie o uczuciach i przeżyciach sprawia problem?

Na dzień dzisiejszy nie, ale nie potrafiłam mówić o swoich uczuciach, przeżyciach, dramatach. Na pewno są gorsze sytuacje, ale ja moją postrzegam, jako dramat domowy dla mnie i dla dzieci. Wcześniej nie rozumiałam sytuacji np. awantury. Myślałam, że to taka zwykła kłótnia i to normalna rzecz, że po niej dostanę kwiaty, znowu będzie sielanka itd. Żyłam w cyklu przemocowym, że może być źle, potem będzie dobrze, potem może nie będzie źle, ale jak będzie źle, to potem będzie znowu dobrze. Oczekiwałam na chwile „dobre”.

Ja i dzieci wyczuwaliśmy z gestów i mimiki męża i ojca czy on był zły, czy nie był zły i tym żyliśmy. Potrafiliśmy wyczuć emocje i mieliśmy takie myślenie, że ja coś zrobiłam albo czegoś nie zrobiłam i dlatego ta osoba jest na mnie zła. Nadskakiwałam mężowi, żeby te jego złe emocje rozładować, żeby nie przeszło na nas. Rozkładałam się „jak dywan czerwony”, żeby szedł sobie po mnie. To było dla świętego spokoju, żeby nie było krzyków. Wolałam wziąć wszystkie bicze na siebie, żeby był święty spokój. Nie udawało się to, bo odreagowywał na mnie i na dzieciach i spokoju nie było. Nadal tak jest, ja przychodzę z pracy, a dzieci pytają się mnie dlaczego mama jesteś zła? No i skąd ja to mam – od mojej mamy, ponieważ ona tak samo reagowała na złość taty no i ona nadal tak reaguje. Ja już nie. Ja to przerwałam. Marzeniem moim jest teraz usamodzielnienie się i wyjście z domu rodzinnego. Wyszłam z domu z przemocy z mężem i teraz mieszkam z rodzicami i już dojrzałam do całkowitego usamodzielnienia się.

A Twój ojciec stosuje przemoc w domu?

Mój ojciec jest teraz inny, zmienił się, kocha wnuki, poświęca im czas, jest dla nich inny niż był dla mnie. Dużo rozmawia z moimi dziećmi, opowiada im wiele historii, dzieci mają pozytywny obraz mężczyzny w domu.

Czy dzieci widzą różnicę w zachowaniu ojca a dziadka?

Przykład syna. Z ojcem żadnej rzeczy by nie naprawił, a z dziadkiem chętnie, bo dziadek go nie wyzywa, żartują sobie wspólnie. Ojciec wywoływał strach i lęk i ciągle go obrażał, powodował „napiętą atmosferę”.

Dziadkowi można zwrócić uwagę, a ojcu nie, ponieważ od razu był agresywny, gdy dzieci chciały o czymś porozmawiać. Nie było rozmów, były tylko nakazy, awantury, strach, obrażanie się i dominacja. On zawsze wiedział najlepiej.

Czy byłaś dobrą matką w domu z przemocą?

Na pewno nie, ale wtedy tego nie widziałam. Taką mam refleksję, że ja nauczyłam dzieci kłamać.

Dlaczego?

Żeby nie było kolejnych dramatów w domu. To był mój jedyny ratunek na tamten moment. Np. mieliśmy kamery zamontowane w domu. On wiedział o której wyjechaliśmy i przyjechaliśmy i od razu pytanie w telefonie gdzie byłaś? To kłamałam, ze byłam na zakupach, u dentysty, nie mówiłam prawdy. Jednego razu wyjechałam na zakupy, to pojechałam do mamy. Kłamałam, bo nie wolno nam było jechać do mamy nawet w odwiedziny, a dzieci bardzo tego chciały i potrzebowały. Bo pracował w tygodniu poza domem, przyjeżdżał w piątek i wtedy wypytywał wszystkie dzieci czy to była prawda to co mówiłam jemu telefonicznie. I prosiłam je o kłamanie, że było tak i tak, żeby moja wersja została potwierdzona. Najgorzej było, jak pojechaliśmy w święta, gdzie dzieci dostały prezenty od mojej rodziny i te prezenty zostały w samochodzie. Baliśmy się wziąć je do domu, bo byłyby roztrzaskane lub wyrzucone. Tak się działo, dzieci nie mogły przyjąć prezentów od dziadków bez zgody ojca. A one się cieszyły z prezentów, ja wtedy nie pracowałam, więc nie mogłam im nic kupić.

A teraz pracujesz?

Tak. Teraz nie mam kontroli męża i mogę pracować. Jestem szczęśliwa, że pracuję, że mam kontakt z ludźmi, bo wcześniej nie mogłam, bałam się i dla świętego spokoju siedziałam w domu i gotowałam i sprzątałam i siedziałam zastraszona, a przecież w tygodniu go nie było, ale pomimo to ciągle mnie kontrolował. Czasami nie chciał jeść tego co ja ugotowałam, żeby pokazać władzę i niezadowolenie (z niewiadomego powodu) i mówił „zeżryj sobie sama”. Sytuacja z kawą. Córka zaniosła mu kawę na taras, a on zapytał kto tę kawę zrobił i córka nauczona kłamania powiedziała, ze to ona, bo wiedziała, że jeśli powie, że mama, to ojciec może różnie zareagować. Bała się, więc kłamała.

Czyli nie można było dzieci odizolować od tej przemocy?

No nie, one ciągle w tym były. Wszyscy w tym byliśmy. Wszyscy obrywaliśmy. Nie mogłam ich ochronić.

Jak długo trwało postępowanie sądowe i wychodzenie z przemocy domowej?

 Od chwili, gdy uciekłam z dziećmi z domu do moich rodziców do zakończenia postępowania sądowego z wyrokiem sądu dotyczącym stosowania przemocy domowej upłynęły ponad dwa lata. To wszystko trwa. Trzeba uzbroić się w cierpliwość. Nadal to trwa, czyli już trzy lata, ponieważ aktualnie jest postępowanie rozwodowe.

Samo wyprowadzenie się spowodowało u mnie swobodę, żeby działać. Jakbym nadal tkwiła w tym domu, to nadal bym się bała i nadal bym czekała na kwiaty z przeprosinami. Zamknięte koło, bez wyjścia.

Ile razy uciekłaś z domu?

Cztery razy uciekałam. Trzy razy wróciłam i ten czwarty już nie wróciłam. Ale te wcześniejsze trzy były z zamiarem całkowitego odejścia z domu. I co? I wracałam. On za każdym razem obiecywał poprawę, że pójdziemy do psychologa, że coś z tym zrobi. Nic nie robił. Po powrotach było pięknie, czyli to były tzw. „miesiące miodowe”.

Jak długo trwały?

Góra dwa tygodnie.

I co się działo po tych dwóch tygodniach?

Nie od razu było najgorzej. Powoli podkręcał sytuacje, aż w końcu ja miałam dość i znowu pakowałam dzieci i uciekałam do mamy. Mama ciągle mi mówiła, żebym to skończyła i już do niego nie wracała. Wracałam. Za czwartym razem moje dzieci już nawet nie wierzyły, że to koniec. Dzieci chciały już na zawsze uciec z domu. Najstarsza córka powiedziała mi przed czwartą ucieczką coś, co było „paliwem” do tego, żebym się zachowała inaczej niż zawsze. Powiedziała: „mamo zrób coś z tym, bo jak nie, to ja sama ucieknę z tego domu”. Powiedziała to dobitnie i ja te słowa pamiętam do dziś. No sytuacja z komunią jednej córki, która przesądziła o wszystkim, bo sytuację przemocy widziały inne znajome. I jedna z nich prosiła, żebym zadzwoniła na „niebieską linię” i ja przy niej dzwoniłam, ale ta linia była ciągle zajęta. Ale się nie poddałam. Wróciłam do domu i w internecie wklepałam psycholog Limanowa i to co mi wyskoczyło to zadzwoniłam i od razu na drugi dzień już byłam tutaj.

Czyli tym inicjatorem była osoba z zewnątrz? I córka?

Tak, ale najbardziej ta znajoma. Córkę bym znowu ubłagała.

A co stałoby się teraz z córką, gdybyś nie zmieniła jej sytuacji?

Nie wiem. Albo popełniłaby samobójstwo, albo uciekłaby z domu, nie wiem. Teraz mówię o tym bez emocji, bo tego już nie ma, ale nie wiem, jak wyglądałaby sytuacja, gdybym została z mężem. Ja bym pewnie wpadła w depresję, a wtedy moje dzieci też by sobie nie poradziły. Syn też mówił „jeśli czegoś z tym nie zrobisz mamo, to ja też nie chcę żyć”. To była dla mnie motywacja. To nie był szantaż, one były już bezradne i nie umiały inaczej mi tego przekazać.

Ale wszystko się zmieniło, bo ja zareagowałam.

Czy to oznacza, że zareagowanie matki jest ważne?

No tak. Najważniejsze. Mam świadomość, że wtedy to wszystko zależało ode mnie. Los mój i moich dzieci. Wiem, że terapia jest ważna, ale wiem, że moje postępowanie jest najważniejsze. Ale matka musi być świadoma, więc trzeba zacząć od matki. Matka musi uświadomić sobie, dlaczego ona i dzieci są nieszczęśliwi. Ja z dziećmi teraz dużo rozmawiam. Dzieci mi wreszcie zaufały, bo zobaczyły, że wreszcie rozwiązałam tę sytuację. Jestem teraz szczera wobec siebie i dzieci. Teraz wiem co to znaczy wartość człowieka. Umiem teraz powiedzieć „nie” i postawić granice, sprzeciwić się. Dbam teraz o siebie, dbam o swoje prawa.

Ucieczka z domu, to była najlepsza rzecz, jaką mogłam zrobić w życiu. A reszta powoli układa się sama. Obecnie wracając do domu nie boję się, że ktoś ma do mnie pretensje o wszystko. Jestem wolna.

A byłam współuzależniona.

A co to według Ciebie oznacza?

Jak to się stało, że masz dobry kontakt z dziećmi?

Jestem z nimi szczera i o wszystkim rozmawiam. Dużo czytam na temat tego jak rozmawiać z dziećmi. Nie boję się poruszać z nimi trudnych tematów, mam dla nich czas wtedy kiedy one potrzebują. Dowiedziałam się, ze każde dziecko ma swój własny „język miłości”. Ciągle się uczę i one też się uczą i wzajemnie uczymy się rozmawiać. Bywają momenty, że dzieci uczą mnie konsekwencji w stosunku do siebie i do nich.

Najważniejsze, że mówimy sobie wzajemnie, że się kochamy i nie krytykujemy, chyba, że konstruktywnie.

A jak opisałabyś zmianę siebie po wyjściu z przemocy?

Wewnętrznie i zewnętrznie.

Zewnętrznie- pracuję, mam znajomych, dbam o swój wygląd tzn. robię sobie makijaż, a mąż mi zabraniał, zmieniłam fryzurę, ubieram się kobieco itp. Pomimo nacisków od innych osób nie wycofywałam żadnych spraw z sądu.

Wewnętrznie- buduję poczucie własnej wartości, odkrywam siebie. Umiem powiedzieć „nie”, dbam o swoje potrzeby, jestem otwarta, szczera.

Ludzie mówią mi teraz, że jestem ciepłą, życzliwą, pomocną, nie jestem krytyczna, jestem wyrozumiała, godna zaufania.

Ale jestem bardzo, bardzo ostrożna w stosunku do nowo poznanych ludzi, ponieważ my, osoby z przemocy, boimy się odrzucenia.

Co byś powiedziała ludziom doznającym przemocy domowej?

Po pierwsze, to wyprowadzić się z tego domu. Ja wyprowadziłam się z pięknego bogatego domu do skromnych warunków. Ale ani dzieci, ani ja nie żałujemy, ponieważ wolimy żyć skromnie, ale w spokoju. Moje dzieci nie są materialistami.

Powiedziałbym walczcie o siebie! Powiedziałabym, żeby uzbroić się w cierpliwość, bo to jest proces, który trwa latami. I potrzebne jest wsparcie psychiczne np. na różnego rodzaju grupach wsparcia.

Czy warto doradzić innym osobom co zrobić?

Warto opowiedzieć o swoich doświadczeniach, ale nie narzucać, bo każda sytuacja jest inna.

Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Limanowej", pcpr-limanowa.pl
https://pcpr-limanowa.pl/wyszlam-z-przemocy-domowej/